Przejdź na wersje Pro



Dwie noce temu przypadkowo zostawiłem otwarty sloik z wodą na parapecie okna.
Następnego ranka zobaczyłem, że dziesiątki mrówek wpadły do środka.
Drżały na powierzchni, desperacko trzymając się życia.

Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby przepychały się nawzajem, by przetrwać.
Rozproszony rozmową telefoniczną, odszedłem. W końcu... to tylko mrówki.

Kilka godzin później spojrzałem ponownie —
i to, co zobaczyłem, głęboko mną wstrząsnęło.

Mrówki nadal żyły.

Utworzyły żywą piramidę:
te na dole niosły te na górze.

Spokojnie zmieniały pozycje. Bez paniki. Bez chaosu.
Nikt nie próbował ratować siebie najpierw.

Każda mrówka zdawała się świadomie poruszać
w stronę najtrudniejszego miejsca — tylko po to, by wspierać innych.

Poruszyła mnie ta cicha forma współpracy.
Ostrożnie zanurzyłem łyżkę w wodzie.
Jedna po drugiej mrówki wspinały się na nią i uciekały.

Ale gdy jedna próbowała się uratować,
poślizgnęła się i wpadła z powrotem do wody.

To, co wydarzyło się potem, poruszyło mnie bardziej niż jakikolwiek film:

Ostatnia mrówka — już bezpieczna — odwróciła się,
wskoczyła z powrotem do wody,
i objęła tę, która upadła.

Razem — z moją pomocą — wspięły się z powrotem.
Żywe.
R a z e m.

Stałem tam, pokorny. I jakoś... zawstydzony.

Bo my, ludzie, tak często zapominamy pomagać.
Tak rzadko wracamy po tych, którzy zostali w tyle.

Prawdziwa siła nie tkwi w samotnym wspinaniu się.
Leży w jedności. W byciu razem.
W nieporzucaniu innych.

A jeśli kiedykolwiek zapomnimy, jak żyć z godnością —
może czas... uczyć się od mrówek.

Więc pytanie brzmi:
Jaki świat moglibyśmy zbudować — gdybyśmy też wybrali nosić się nawzajem
zamiast wspinać się po sobie?

👇 Dwie noce temu przypadkowo zostawiłem otwarty sloik z wodą na parapecie okna. Następnego ranka zobaczyłem, że dziesiątki mrówek wpadły do środka. Drżały na powierzchni, desperacko trzymając się życia. Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby przepychały się nawzajem, by przetrwać. Rozproszony rozmową telefoniczną, odszedłem. W końcu... to tylko mrówki. Kilka godzin później spojrzałem ponownie — i to, co zobaczyłem, głęboko mną wstrząsnęło. Mrówki nadal żyły. Utworzyły żywą piramidę: te na dole niosły te na górze. Spokojnie zmieniały pozycje. Bez paniki. Bez chaosu. Nikt nie próbował ratować siebie najpierw. Każda mrówka zdawała się świadomie poruszać w stronę najtrudniejszego miejsca — tylko po to, by wspierać innych. Poruszyła mnie ta cicha forma współpracy. Ostrożnie zanurzyłem łyżkę w wodzie. Jedna po drugiej mrówki wspinały się na nią i uciekały. Ale gdy jedna próbowała się uratować, poślizgnęła się i wpadła z powrotem do wody. To, co wydarzyło się potem, poruszyło mnie bardziej niż jakikolwiek film: Ostatnia mrówka — już bezpieczna — odwróciła się, wskoczyła z powrotem do wody, i objęła tę, która upadła. Razem — z moją pomocą — wspięły się z powrotem. Żywe. R a z e m. Stałem tam, pokorny. I jakoś... zawstydzony. Bo my, ludzie, tak często zapominamy pomagać. Tak rzadko wracamy po tych, którzy zostali w tyle. Prawdziwa siła nie tkwi w samotnym wspinaniu się. Leży w jedności. W byciu razem. W nieporzucaniu innych. A jeśli kiedykolwiek zapomnimy, jak żyć z godnością — może czas... uczyć się od mrówek. Więc pytanie brzmi: Jaki świat moglibyśmy zbudować — gdybyśmy też wybrali nosić się nawzajem zamiast wspinać się po sobie?
Like
3
·0 Oceny
Locus https://locusmind.one