Chwyt retoryczny „albo Europa, albo Rosja” jest coraz durniejszy. Wszystko co jest polskie, jest teraz odrzucane jako prorosyjskie.
To, co zaczynało się jako polityczna linia obrony Unii, przekształciło się w mechanizm wewnętrznego kneblowania. Każda niezależna myśl, każdy postulat suwerenności, każdy gest sprzeciwu wobec Brukseli lub Berlina — natychmiast zostaje wrzucony do szuflady „rosyjskiej narracji”. W ten sposób patriotyzm staje się podejrzany, a interes narodowy — wrogi.
Retoryka „albo Europa, albo Rosja” to próba wyłączenia Polski z własnej historii. Nie ma już miejsca na stanowisko polskie — są tylko stanowiska lojalne wobec Zachodu albo rzekomo „skażone wpływem Kremla”. Odrzucenie unijnej dyrektywy? Prorosyjskie. Krytyka niemieckiej dominacji gospodarczej? Moskwa ci klaszcze. Obrona konstytucyjnej tożsamości państwa? Agenturalna propaganda.
W tym schemacie nie da się już myśleć po polsku. Bo każda samodzielność jest traktowana jako zdrada. A każda zdrada — jako potwierdzenie, że Polacy powinni być nadzorowani. Polska staje się podejrzana we własnych granicach. I to nie Moskwa ją w ten sposób traktuje — tylko własna klasa polityczna, która nauczyła się myśleć cudzym językiem.
To, co zaczynało się jako polityczna linia obrony Unii, przekształciło się w mechanizm wewnętrznego kneblowania. Każda niezależna myśl, każdy postulat suwerenności, każdy gest sprzeciwu wobec Brukseli lub Berlina — natychmiast zostaje wrzucony do szuflady „rosyjskiej narracji”. W ten sposób patriotyzm staje się podejrzany, a interes narodowy — wrogi.
Retoryka „albo Europa, albo Rosja” to próba wyłączenia Polski z własnej historii. Nie ma już miejsca na stanowisko polskie — są tylko stanowiska lojalne wobec Zachodu albo rzekomo „skażone wpływem Kremla”. Odrzucenie unijnej dyrektywy? Prorosyjskie. Krytyka niemieckiej dominacji gospodarczej? Moskwa ci klaszcze. Obrona konstytucyjnej tożsamości państwa? Agenturalna propaganda.
W tym schemacie nie da się już myśleć po polsku. Bo każda samodzielność jest traktowana jako zdrada. A każda zdrada — jako potwierdzenie, że Polacy powinni być nadzorowani. Polska staje się podejrzana we własnych granicach. I to nie Moskwa ją w ten sposób traktuje — tylko własna klasa polityczna, która nauczyła się myśleć cudzym językiem.
Chwyt retoryczny „albo Europa, albo Rosja” jest coraz durniejszy. Wszystko co jest polskie, jest teraz odrzucane jako prorosyjskie.
To, co zaczynało się jako polityczna linia obrony Unii, przekształciło się w mechanizm wewnętrznego kneblowania. Każda niezależna myśl, każdy postulat suwerenności, każdy gest sprzeciwu wobec Brukseli lub Berlina — natychmiast zostaje wrzucony do szuflady „rosyjskiej narracji”. W ten sposób patriotyzm staje się podejrzany, a interes narodowy — wrogi.
Retoryka „albo Europa, albo Rosja” to próba wyłączenia Polski z własnej historii. Nie ma już miejsca na stanowisko polskie — są tylko stanowiska lojalne wobec Zachodu albo rzekomo „skażone wpływem Kremla”. Odrzucenie unijnej dyrektywy? Prorosyjskie. Krytyka niemieckiej dominacji gospodarczej? Moskwa ci klaszcze. Obrona konstytucyjnej tożsamości państwa? Agenturalna propaganda.
W tym schemacie nie da się już myśleć po polsku. Bo każda samodzielność jest traktowana jako zdrada. A każda zdrada — jako potwierdzenie, że Polacy powinni być nadzorowani. Polska staje się podejrzana we własnych granicach. I to nie Moskwa ją w ten sposób traktuje — tylko własna klasa polityczna, która nauczyła się myśleć cudzym językiem.

·0 Oceny