https://www.facebook.com/photo/?fbid=31708540242094587&set=a.531298580245494
Prawda ukryta. Jezus, którego nie znasz.
Od małego uczą nas, że Jezus to grzeczny święty, idealny do postawienia na ołtarzu. Hollywood i kościelne obrazki pokazują go jako bladego chłopca z błękitnymi oczami, zawsze miłego, zawsze czystego, zawsze idealnego. Wmówiono nam, że to wzór pokory, posłuszeństwa i ślepej wiary – taki, który nigdy nie zadaje pytań i nie przekracza żadnych granic.
Tylko że cała ta wersja ma się do prawdy jak bajka do życia. Czas to rozbić na kawałki.
Jezus jeśli istniał to był buntownikiem
Nie był żadnym potulnym barankiem. Nie był grzecznym ministrantem ani maskotką religii. Jezus był facetem, który wszedł w sam środek systemu i rozwalił go od środka. Rzucał wyzwania elitom, wytykał hipokryzję księżom, potrafił zrobić rozpierdziel w świątyni i nie bał się rozmawiać z ludźmi, których reszta traktowała jak śmieci. Głosił, że królestwo niebieskie jest w każdym człowieku, a nie w rękach władzy czy dogmatu. Pokazał ludziom, że nie muszą się bać, że mogą być wolni nawet wtedy, gdy świat próbuje ich złamać.
Za tę wolność i za odwagę został skazany – bo system zawsze nienawidzi tych, którzy widzą więcej.
Kościół zrobił z niego produkt
Prawdziwy Jezus byłby nie do przyjęcia dla żadnego systemu. Zamiast inspiracji byłby wiecznym zagrożeniem. Dlatego Kościół przeżuł Jezusa, wygładził, posypał brokatem i wystawił na piedestale jako świętego, który nigdy się nie stawia i zawsze jest posłuszny.
Usunęli z jego życia wszystko, co ludzkie i niewygodne: bliskie relacje, seksualność, wątpliwości, zwykłą codzienność. Zrobili z niego niedościgniony ideał, a ludzi nauczyli, że do takiej „boskości” nie mają nawet po co się zbliżać – bo zawsze będą za słabi, za grzeszni, za mali.
Wszystko po to, żeby lepiej kontrolować tłum. Potulny święty, którego można użyć do straszenia poczuciem winy i do robienia pieniędzy na sakramentach, pielgrzymkach, gadżetach i cudach. Chodziło nie o prawdę, tylko o władzę, kasę i święty spokój dla instytucji.
Kim był naprawdę?
Jezus był człowiekiem z Bliskiego Wschodu – śniada, ciemna cera, mocne rysy, głębokie spojrzenie. Żadnych blond loków i niebieskich oczu. Mógł mieć rodzinę, mógł mieć żonę, mógł mieć dzieci – i nic w tym dziwnego, bo każdy żydowski nauczyciel tamtych czasów żył normalnie w społeczeństwie. Ale Kościół musiał zrobić z niego „boskiego samotnika”, bo tylko taki obrazek pasował do ich bajki.
Jezus był też wolnym człowiekiem – takim, który mówił prosto z serca i nie bał się nawet śmierci, jeśli chodziło o prawdę. Takich ludzi system nie znosi najbardziej. Właśnie dlatego musiał zginąć. Nie za cuda, tylko za to, że zagrażał każdej władzy opartej na strachu.
A cała legenda dookoła?
Tutaj zaczyna się największa iluzja. Cuda, zmartwychwstania, boskie objawienia – to już produkt religijnego marketingu. Jezus istniał naprawdę – są na to historyczne dowody i nikt poważny tego nie kwestionuje. Ale wszystko, co nadbudowano później: uzdrawianie ślepych, chodzenie po wodzie, rozmnażanie chleba, zmartwychwstanie – to legendy tworzone przez ludzi, którzy chcieli mieć monopol na władzę nad duszami.
Zmartwychwstanie to przede wszystkim metafora: nawet jeśli zniszczysz ciało, prawda i odwaga zostają, inspirują dalej. Religia zrobiła z tego dosłowny show, bo łatwiej straszyć ludzi piekłem i kusić niebem niż powiedzieć im wprost: cała siła jest w was samych.
Po co to wszystko?
Bo tłumem łatwiej sterować, gdy wierzy w bajkę niż w siebie. Kościół i systemy władzy zawsze będą robić z buntowników świętych, a potem – z tych świętych – narzędzie kontroli. Jezus stał się produktem, ikoną, marketingowym chwytem. Tak jest do dziś.
Ale prawdziwa historia Jezusa to historia o sile człowieka, o odwadze, o buncie przeciwko iluzji i systemowi. O tym, że warto być sobą, nawet jeśli trzeba za to zapłacić najwyższą cenę.
Prawda ukryta. Jezus, którego nie znasz.
Od małego uczą nas, że Jezus to grzeczny święty, idealny do postawienia na ołtarzu. Hollywood i kościelne obrazki pokazują go jako bladego chłopca z błękitnymi oczami, zawsze miłego, zawsze czystego, zawsze idealnego. Wmówiono nam, że to wzór pokory, posłuszeństwa i ślepej wiary – taki, który nigdy nie zadaje pytań i nie przekracza żadnych granic.
Tylko że cała ta wersja ma się do prawdy jak bajka do życia. Czas to rozbić na kawałki.
Jezus jeśli istniał to był buntownikiem
Nie był żadnym potulnym barankiem. Nie był grzecznym ministrantem ani maskotką religii. Jezus był facetem, który wszedł w sam środek systemu i rozwalił go od środka. Rzucał wyzwania elitom, wytykał hipokryzję księżom, potrafił zrobić rozpierdziel w świątyni i nie bał się rozmawiać z ludźmi, których reszta traktowała jak śmieci. Głosił, że królestwo niebieskie jest w każdym człowieku, a nie w rękach władzy czy dogmatu. Pokazał ludziom, że nie muszą się bać, że mogą być wolni nawet wtedy, gdy świat próbuje ich złamać.
Za tę wolność i za odwagę został skazany – bo system zawsze nienawidzi tych, którzy widzą więcej.
Kościół zrobił z niego produkt
Prawdziwy Jezus byłby nie do przyjęcia dla żadnego systemu. Zamiast inspiracji byłby wiecznym zagrożeniem. Dlatego Kościół przeżuł Jezusa, wygładził, posypał brokatem i wystawił na piedestale jako świętego, który nigdy się nie stawia i zawsze jest posłuszny.
Usunęli z jego życia wszystko, co ludzkie i niewygodne: bliskie relacje, seksualność, wątpliwości, zwykłą codzienność. Zrobili z niego niedościgniony ideał, a ludzi nauczyli, że do takiej „boskości” nie mają nawet po co się zbliżać – bo zawsze będą za słabi, za grzeszni, za mali.
Wszystko po to, żeby lepiej kontrolować tłum. Potulny święty, którego można użyć do straszenia poczuciem winy i do robienia pieniędzy na sakramentach, pielgrzymkach, gadżetach i cudach. Chodziło nie o prawdę, tylko o władzę, kasę i święty spokój dla instytucji.
Kim był naprawdę?
Jezus był człowiekiem z Bliskiego Wschodu – śniada, ciemna cera, mocne rysy, głębokie spojrzenie. Żadnych blond loków i niebieskich oczu. Mógł mieć rodzinę, mógł mieć żonę, mógł mieć dzieci – i nic w tym dziwnego, bo każdy żydowski nauczyciel tamtych czasów żył normalnie w społeczeństwie. Ale Kościół musiał zrobić z niego „boskiego samotnika”, bo tylko taki obrazek pasował do ich bajki.
Jezus był też wolnym człowiekiem – takim, który mówił prosto z serca i nie bał się nawet śmierci, jeśli chodziło o prawdę. Takich ludzi system nie znosi najbardziej. Właśnie dlatego musiał zginąć. Nie za cuda, tylko za to, że zagrażał każdej władzy opartej na strachu.
A cała legenda dookoła?
Tutaj zaczyna się największa iluzja. Cuda, zmartwychwstania, boskie objawienia – to już produkt religijnego marketingu. Jezus istniał naprawdę – są na to historyczne dowody i nikt poważny tego nie kwestionuje. Ale wszystko, co nadbudowano później: uzdrawianie ślepych, chodzenie po wodzie, rozmnażanie chleba, zmartwychwstanie – to legendy tworzone przez ludzi, którzy chcieli mieć monopol na władzę nad duszami.
Zmartwychwstanie to przede wszystkim metafora: nawet jeśli zniszczysz ciało, prawda i odwaga zostają, inspirują dalej. Religia zrobiła z tego dosłowny show, bo łatwiej straszyć ludzi piekłem i kusić niebem niż powiedzieć im wprost: cała siła jest w was samych.
Po co to wszystko?
Bo tłumem łatwiej sterować, gdy wierzy w bajkę niż w siebie. Kościół i systemy władzy zawsze będą robić z buntowników świętych, a potem – z tych świętych – narzędzie kontroli. Jezus stał się produktem, ikoną, marketingowym chwytem. Tak jest do dziś.
Ale prawdziwa historia Jezusa to historia o sile człowieka, o odwadze, o buncie przeciwko iluzji i systemowi. O tym, że warto być sobą, nawet jeśli trzeba za to zapłacić najwyższą cenę.
https://www.facebook.com/photo/?fbid=31708540242094587&set=a.531298580245494
Prawda ukryta. Jezus, którego nie znasz.
Od małego uczą nas, że Jezus to grzeczny święty, idealny do postawienia na ołtarzu. Hollywood i kościelne obrazki pokazują go jako bladego chłopca z błękitnymi oczami, zawsze miłego, zawsze czystego, zawsze idealnego. Wmówiono nam, że to wzór pokory, posłuszeństwa i ślepej wiary – taki, który nigdy nie zadaje pytań i nie przekracza żadnych granic.
Tylko że cała ta wersja ma się do prawdy jak bajka do życia. Czas to rozbić na kawałki.
Jezus jeśli istniał to był buntownikiem
Nie był żadnym potulnym barankiem. Nie był grzecznym ministrantem ani maskotką religii. Jezus był facetem, który wszedł w sam środek systemu i rozwalił go od środka. Rzucał wyzwania elitom, wytykał hipokryzję księżom, potrafił zrobić rozpierdziel w świątyni i nie bał się rozmawiać z ludźmi, których reszta traktowała jak śmieci. Głosił, że królestwo niebieskie jest w każdym człowieku, a nie w rękach władzy czy dogmatu. Pokazał ludziom, że nie muszą się bać, że mogą być wolni nawet wtedy, gdy świat próbuje ich złamać.
Za tę wolność i za odwagę został skazany – bo system zawsze nienawidzi tych, którzy widzą więcej.
Kościół zrobił z niego produkt
Prawdziwy Jezus byłby nie do przyjęcia dla żadnego systemu. Zamiast inspiracji byłby wiecznym zagrożeniem. Dlatego Kościół przeżuł Jezusa, wygładził, posypał brokatem i wystawił na piedestale jako świętego, który nigdy się nie stawia i zawsze jest posłuszny.
Usunęli z jego życia wszystko, co ludzkie i niewygodne: bliskie relacje, seksualność, wątpliwości, zwykłą codzienność. Zrobili z niego niedościgniony ideał, a ludzi nauczyli, że do takiej „boskości” nie mają nawet po co się zbliżać – bo zawsze będą za słabi, za grzeszni, za mali.
Wszystko po to, żeby lepiej kontrolować tłum. Potulny święty, którego można użyć do straszenia poczuciem winy i do robienia pieniędzy na sakramentach, pielgrzymkach, gadżetach i cudach. Chodziło nie o prawdę, tylko o władzę, kasę i święty spokój dla instytucji.
Kim był naprawdę?
Jezus był człowiekiem z Bliskiego Wschodu – śniada, ciemna cera, mocne rysy, głębokie spojrzenie. Żadnych blond loków i niebieskich oczu. Mógł mieć rodzinę, mógł mieć żonę, mógł mieć dzieci – i nic w tym dziwnego, bo każdy żydowski nauczyciel tamtych czasów żył normalnie w społeczeństwie. Ale Kościół musiał zrobić z niego „boskiego samotnika”, bo tylko taki obrazek pasował do ich bajki.
Jezus był też wolnym człowiekiem – takim, który mówił prosto z serca i nie bał się nawet śmierci, jeśli chodziło o prawdę. Takich ludzi system nie znosi najbardziej. Właśnie dlatego musiał zginąć. Nie za cuda, tylko za to, że zagrażał każdej władzy opartej na strachu.
A cała legenda dookoła?
Tutaj zaczyna się największa iluzja. Cuda, zmartwychwstania, boskie objawienia – to już produkt religijnego marketingu. Jezus istniał naprawdę – są na to historyczne dowody i nikt poważny tego nie kwestionuje. Ale wszystko, co nadbudowano później: uzdrawianie ślepych, chodzenie po wodzie, rozmnażanie chleba, zmartwychwstanie – to legendy tworzone przez ludzi, którzy chcieli mieć monopol na władzę nad duszami.
Zmartwychwstanie to przede wszystkim metafora: nawet jeśli zniszczysz ciało, prawda i odwaga zostają, inspirują dalej. Religia zrobiła z tego dosłowny show, bo łatwiej straszyć ludzi piekłem i kusić niebem niż powiedzieć im wprost: cała siła jest w was samych.
Po co to wszystko?
Bo tłumem łatwiej sterować, gdy wierzy w bajkę niż w siebie. Kościół i systemy władzy zawsze będą robić z buntowników świętych, a potem – z tych świętych – narzędzie kontroli. Jezus stał się produktem, ikoną, marketingowym chwytem. Tak jest do dziś.
Ale prawdziwa historia Jezusa to historia o sile człowieka, o odwadze, o buncie przeciwko iluzji i systemowi. O tym, że warto być sobą, nawet jeśli trzeba za to zapłacić najwyższą cenę.
·0 Oceny