Przejdź na wersje Pro

https://www.facebook.com/photo/?fbid=24044666511808694&set=a.166395536729126

Berlin w panice. Tusk się sypie – a razem z nim ich plan na skolonizowanie Polski. Coś się Niemcom wali. Coś trzeszczy w tej perfekcyjnie skonstruowanej, naoliwionej maszynerii wpływów, którą przez lata cierpliwie montowali w Warszawie. I nie trzeba do tego analiz think-tanków czy przecieków wywiadowczych. Wystarczy spojrzeć: Donald Tusk, ich człowiek – zaczyna się chwiać.Nie fizycznie. Politycznie. Chwieje się, jakby nie stał na premierowskim fotelu, tylko na cienkim lodzie.A Berlin? Nerwowo przebiera nogami. W kuluarach Bundestagu mówi się o „zagrożeniu dla projektu środkowoeuropejskiego”, o „utracie przyczółka”, a nawet o „kryzysie zaufania”. Bo przecież Tusk nie był zwykłym „polskim politykiem w Europie”. On był politykiem europejskim do zarządzania Polską.Dostał wszystko – stanowiska, pieniądze, nagrody, unijne pochwały i serdeczne poklepywania po plecach. Miał wrócić i przywrócić taki porządek, który Berlinowi pasuje. Czyli:

– zamknąć usta tym, którzy marzą o suwerenności,
– wyciszyć temat reparacji wojennych i zlikwidować instytucje, które się tym zajmowały,
– rozmontować resztki polskiego oporu wobec dominacji Berlina,
– i na powrót wciągnąć nas do niemieckiej strefy wpływów – jak kiedyś, za PO. Cicho, elegancko, bez huku, doprowadzić do przyjęcia przez Polskę euro. Ale coś poszło nie tak.Ludzie zaczęli czuć fałsz i obłudę. Zorientowali się, że „europejskość” w wydaniu Tuska to tylko ładne opakowanie dla starych zależności. Że za PR-owym blaskiem stoi szarość i miałkość codziennego życia i plugawe kłamstwo na każdy temat:

Obietnice? Były.
Zmiana na lepsze? Miała być.
A wyszło jak zawsze: drożyzna, podwyżki, chaos, strach przed prawdą i cenzura jak u Putina, medialny teatr zamiast realnych decyzji.

Nawet ci, którzy nie śledzą polityki – to widzą. Patrzą na rachunki, na ceny paliwa, na kolejki do lekarza. Widzieli już tę opowieść. I wiedzą, dokąd prowadzi. Do głębokiego kryzysu gospodarczego, do bezrobocia.Nawet niemieckie media zaczynają bić na alarm – "Der Spiegel", "Die Welt" i "Frankfurter Allgemeine" piszą wprost: „Polska może powtórzyć scenariusz grecki”. Berlinowi zapalają się czerwone lampki. Bo jeśli Tusk poleci – poleci cała misternie szyta układanka.To nie tylko porażka jednej osoby. To erozja systemu wpływów, zależności i lojalności, który Niemcy przez dekady mozolnie budowali. Polska, jeśli znów stanie się niepokorna, może zarazić innych. Czechy. Węgry. Słowację. A może i Włochy.To byłby koniec bajki o „europejskiej jedności” zarządzanej z Berlina.Tusk miał być kluczem. Ale coraz bardziej wygląda na zardzewiały wytrych, który zaciął się w zamku. I w Berlinie zaczynają to rozumieć. Bo Polska to nie jest już ta sama, uległa, postkomunistyczna republika.To kraj, który – mimo wielu błędów i ran – budzi się. I coraz lepiej rozumie, że między "byciem w Europie", a "byciem pod Niemcami" – jest gigantyczną różnicą.I że politycy pokroju Tuska nie są „pomostem” – tylko kotwicą.Nie prowadzą nas do przyszłości, tylko cofają do przeszłości, w której Polska była pionkiem na cudzej szachownicy.Dla dobra kraju – ci ludzie muszą odejść. A jego wyznawcy i towarzysze?Niech jadą do Berlina. Tam ponoć brakuje rąk do pracy – bo sprowadzeni migranci nie chcą pracować. Może chociaż tam się do czegoś przydadzą.
https://www.facebook.com/photo/?fbid=24044666511808694&set=a.166395536729126 Berlin w panice. Tusk się sypie – a razem z nim ich plan na skolonizowanie Polski. Coś się Niemcom wali. Coś trzeszczy w tej perfekcyjnie skonstruowanej, naoliwionej maszynerii wpływów, którą przez lata cierpliwie montowali w Warszawie. I nie trzeba do tego analiz think-tanków czy przecieków wywiadowczych. Wystarczy spojrzeć: Donald Tusk, ich człowiek – zaczyna się chwiać.Nie fizycznie. Politycznie. Chwieje się, jakby nie stał na premierowskim fotelu, tylko na cienkim lodzie.A Berlin? Nerwowo przebiera nogami. W kuluarach Bundestagu mówi się o „zagrożeniu dla projektu środkowoeuropejskiego”, o „utracie przyczółka”, a nawet o „kryzysie zaufania”. Bo przecież Tusk nie był zwykłym „polskim politykiem w Europie”. On był politykiem europejskim do zarządzania Polską.Dostał wszystko – stanowiska, pieniądze, nagrody, unijne pochwały i serdeczne poklepywania po plecach. Miał wrócić i przywrócić taki porządek, który Berlinowi pasuje. Czyli: – zamknąć usta tym, którzy marzą o suwerenności, – wyciszyć temat reparacji wojennych i zlikwidować instytucje, które się tym zajmowały, – rozmontować resztki polskiego oporu wobec dominacji Berlina, – i na powrót wciągnąć nas do niemieckiej strefy wpływów – jak kiedyś, za PO. Cicho, elegancko, bez huku, doprowadzić do przyjęcia przez Polskę euro. Ale coś poszło nie tak.Ludzie zaczęli czuć fałsz i obłudę. Zorientowali się, że „europejskość” w wydaniu Tuska to tylko ładne opakowanie dla starych zależności. Że za PR-owym blaskiem stoi szarość i miałkość codziennego życia i plugawe kłamstwo na każdy temat: Obietnice? Były. Zmiana na lepsze? Miała być. A wyszło jak zawsze: drożyzna, podwyżki, chaos, strach przed prawdą i cenzura jak u Putina, medialny teatr zamiast realnych decyzji. Nawet ci, którzy nie śledzą polityki – to widzą. Patrzą na rachunki, na ceny paliwa, na kolejki do lekarza. Widzieli już tę opowieść. I wiedzą, dokąd prowadzi. Do głębokiego kryzysu gospodarczego, do bezrobocia.Nawet niemieckie media zaczynają bić na alarm – "Der Spiegel", "Die Welt" i "Frankfurter Allgemeine" piszą wprost: „Polska może powtórzyć scenariusz grecki”. Berlinowi zapalają się czerwone lampki. Bo jeśli Tusk poleci – poleci cała misternie szyta układanka.To nie tylko porażka jednej osoby. To erozja systemu wpływów, zależności i lojalności, który Niemcy przez dekady mozolnie budowali. Polska, jeśli znów stanie się niepokorna, może zarazić innych. Czechy. Węgry. Słowację. A może i Włochy.To byłby koniec bajki o „europejskiej jedności” zarządzanej z Berlina.Tusk miał być kluczem. Ale coraz bardziej wygląda na zardzewiały wytrych, który zaciął się w zamku. I w Berlinie zaczynają to rozumieć. Bo Polska to nie jest już ta sama, uległa, postkomunistyczna republika.To kraj, który – mimo wielu błędów i ran – budzi się. I coraz lepiej rozumie, że między "byciem w Europie", a "byciem pod Niemcami" – jest gigantyczną różnicą.I że politycy pokroju Tuska nie są „pomostem” – tylko kotwicą.Nie prowadzą nas do przyszłości, tylko cofają do przeszłości, w której Polska była pionkiem na cudzej szachownicy.Dla dobra kraju – ci ludzie muszą odejść. A jego wyznawcy i towarzysze?Niech jadą do Berlina. Tam ponoć brakuje rąk do pracy – bo sprowadzeni migranci nie chcą pracować. Może chociaż tam się do czegoś przydadzą.
·0 Oceny
Locus https://locusmind.one